„Mamo, dlaczego my nie mamy kar?!”

Takie oto pytanie (wypowiedziane z lekkim wyrzutem…) usłyszałam jakiś czas temu od mojej córki, wówczas 8-letniej… Co?!?!?! W pierwszym odruchu mnie zatkało. Jak to dlaczego?! Odpowiedź była prosta „nie macie kar, bo kara nie spełnia swojej funkcji wychowawczej, bo kara powoduje tylko bunt i chęć odwetu, bo kara niszczy relacje, bo kara rani, bo kara jest przejawem bezsilności rodzica, bo kara szybko traci swoją skuteczność…. Wiec dlatego moje drogie dziecko nie macie kar.” Ale co powiedzieć 8-latce? I dlaczego ona domaga się kar? Co mam odpowiedzieć na tak postawione pytanie (nie zapominając o wyraźnym wyrzucie w głosie)?

Zazwyczaj, kiedy nie wiem co odpowiedzieć na pytanie dziecka, odpowiadam pytaniem „A jakie kary chciałabyś mieć?”. W odpowiedzi słyszę „Kasia ma szlaban na komputer, Asia ma zakaz oglądania telewizji, Basia musi sprzątać za karę pokój brata….”. „Chciałabyś mieć szlaban na komputer? Chciałabyś sprzątać za karę lub nie iść do koleżanki?” – pytam. W odpowiedzi słyszę „No…. nie…. nie chciałabym…”. Kontynuując temat dociekam, o co chodzi. W odpowiedzi słyszę, „Bo ja bym chciała mieć kary, jak inni”… No i właściwie chyba zrozumiałam o co chodzi. Moje dziecko chce być „jak inni”. Ta silna potrzeba akceptacji w grupie powoduje, że dziecko chce mieć kary. No i zostałam z kłopotem. Jak tu na nowo wprowadzić kary?

Słowo kara zniknęło z naszego domu jakiś czas temu. Po tym, kiedy uświadomiłam sobie, jak kara działa (albo raczej, jak nie działa), wyrzuciłam ją z mojego rodzicielskiego repertuaru. Nie przeczę, że kara może być na chwilę skuteczna – może odstraszyć dzieci od robienia rzeczy niepożądanych lub zmusić do robienia rzeczy pożądanych. Tylko to jest działanie tymczasowe, jest skuteczne tu i teraz, a co dalej? Co, kiedy kara przestaje działać? Większość rodziców pewnie doświadczyła tego, że dziecko sobie nic nie robi z kary, że kara w pewnym momencie przestaje być dotkliwa dla dziecka i nie jest już żadnym środkiem przymusu. I co dalej?

Poza tym w procesie wychowawczym chodzi mi bardziej o wewnętrzną dyscyplinę u dziecka czyli samodyscyplinę, samosterowalność. Dla mnie efekt kary, kiedy dziecko myśli „nie zrobię tego, bo mama/tata zobaczy i będę miał karę” jest niewystarczający. W swoich rodzicielskich działaniach wychowawczych chcę osiągnąć efekt „nie zrobię tego, bo to nie jest dobre, bo to może komuś zaszkodzić, bo mogę kogoś/siebie w ten sposób skrzywdzić”. Czy kara pomaga osiągnąć ten rezultat? Wyobraźmy sobie, jak czuje się dziecko, które zostało surowo ukarane? Nietrudno pewnie domyśleć się, że jest pełne buntu, złości, chęci odwetu i pokazania rodzicom, że i tak zrobię swoje (i tak zrobi, kiedy rodzice nie będą widzieć). Czy w takich emocjach dziecko jest w stanie pomyśleć o swoim „występku”, „przewinieniu”, czy wzbudzimy proces żalu za winy, refleksji? W silnych emocjach trudno o refleksję. Dodatkowo dziecko może mieć poczucie, że zapłaciło już za soje przewinienia i nie ma co się zastanawiać i za dużo myśleć nad tym, co zrobiło.

Jest jeszcze jeden aspekt, który mnie, jako rodzica, odstrasza od kary. Kara jest rozwiązaniem siłowym. Karzemy dzieci, bo mamy nad nimi władzę. Dzieci uczą się, że kiedy sobie nie radzimy, rozwiązujemy sprawy siłowo, mamy moc ukarać dziecko i korzystamy z tej mocy. Czy to buduje nasze relacje z dziećmi? Czy uczy dzieci szacunku i zaufania do rodzica i do siebie?

Z tych właśnie powodów wyrzuciłam kary z mojego rodzicielskiego asortymentu działań wychowawczych. Czy to oznacza brak zakazów, nakazów i ograniczeń? Czy stałam się fanką i propagatorką bezstresowego wychowania? Absolutnie nie! Co zatem zrobić? Czy rodzic ma akceptować nieakceptowalne zachowania dziecka? Jak nauczyć dziecko dyscypliny, która ma się przerodzić w samodyscyplinę? Odpowiedź jest krótka „dziecko zawsze musi ponieść konsekwencje swojego niewłaściwego zachowania” (H. Ginott). Ma ponieść konsekwencje a nie zostać ukarane.

Konsekwencja to naturalna kara. Tylko taka kara może pełnić funkcje wychowawcze. Co to znaczy naturalna kara? To logiczna, naturalna, powiązana z „przewinieniem” konsekwencja. Przykład: kiedy dziecko sypie piaskiem w inne dzieci w piaskownicy, wychodzimy z piaskownicy (oczywiście po uprzednim ostrzeżeniu dziecka), kiedy dziecko ociąga się z kąpaniem – nie wystarczy czasu na oglądnie bajki lub czytanie książek, kiedy dziecko nie odrobi na czas pracy domowej nie siedzimy z nim do północy, idzie do szkoły z nieodrobioną pracą domową.

Mając świadomość tego wszystkiego zamieniliśmy kary na konsekwencje i żyłam sobie spokojnie w poczuciu dobrze sprawowanego rodzicielstwa do momentu, kiedy moje dziecko zgłosiło zapotrzebowanie na „bycie ukaranym”. Po raz kolejny przekonałam się, że stale trzeba patrzeć, słuchać i być UWAŻNYM rodzicem.

No i kary wróciły… Tylko teraz karą nazywam logiczne, naturalne konsekwencje zachowania dziecka. Nazywam to karą, aby moje dziecko mogło czuć się takim, jak inni i mogło „pochwalić” się w swoim dorastającym towarzystwie, jaką miało karę… Życie rodzica jest czasem zaskakujące….

Anna Czuba