„Mamo! Na randkę z tatą?!?! Ale po co?!”

Tak właśnie moja 11-letnia córka wyraziła swoje oburzenio-zdziwienie, kiedy zakomunikowałam dzieciom, że zostają z babcią, bo mama z tatą idą na randkę.

Po pierwsze, reakcja córki trochę mnie przeraziła, bo to oznacza, że dziecko dawno nie słyszało o czymś takim, jak randka mamy i taty. Hmmm… żywy dowód na to, że zostając rodzicami, zapomnieliśmy o tym, że jesteśmy mężem i żoną. Owszem zdarza nam się razem wychodzić (na szczęście), ale często są to logistyczno-organizacyjne wyprawy. Czasem nawet było wyjście do kina, na kolację czy na imprezę, ale żeby tak od razu nazywać to randką…. Nie przyszło nam to do głowy. Tak wiec pierwszy wniosek: czas przywrócić naszemu małżeństwu odrobinę romantyzmu.

Po drugie, kiedy moja oburzono-zdziwiona córka zadała to pytanie, pomyślałam, że chyba dorasta i randka kojarzy jej się raczej z kolegą, nie z mama i tatą. A skoro córka dorasta, to nieuchronnie zbliża się ten moment, kiedy dzieci nas opuszczą (czasem nawet już nie mogę się tego doczekać). To będzie ten moment, kiedy zostanę z wybrankiem mojego serca pod jednym dachem, tylko we dwoje… o rany… powiało grozą… co tu robić…, o czym rozmawiać… Tak więc drugi wniosek: trzeba zacząć na nowo spędzać czas tylko we dwoje, żebyśmy potem nie uciekli z naszego gniazda opuszczonego przez dorastające pisklęta.

Po trzecie, od wieków wiadomo (choć wielu tatusiów i mam o tym zapomina), że najlepszą rzeczą, jaką ojciec może zrobić dla swoich dzieci, to kochać ich matkę. A najlepszą rzeczą, jaką matka może zrobić dla swoich dzieci, to kochać ich ojca. I tak też wytłumaczyłam to mojej oburzno-zdziwionej córce. Przyjęła do wiadomości, ale bez przekonania. Wyraziła lekko sarkastycznym tonem swoje niedowierzanie i temat się skończył. Wniosek trzeci: nie należy zwracać uwagi na kpiny i niedowierzanie dzieci, tylko trzeba robić swoje – czyli ożywiać i wzmacniać relację z mężem.

Tak oto, proste pytanie córki sprowokowało mnie do ważnych refleksji, decyzji i działania. Cały czas zastanawiam się, jak to możliwe, że kiedy w rodzinie pojawiają się dzieci, staja się one dla nas całym światem. Często składamy (jak mówią Gajdowie) swoje małżeństwo w ofierze na ołtarzu rodzicielstwa. Potrzeba wielkiej uważności, bo granica między mądrą troską o dzieci, a dzieciocentryzmem jest bardzo cienka.

Kiedy czekaliśmy na narodziny nasze starszej córki, 12 lat temu, mądra położna zaleciła mi przyczepić do dziecięcego łóżeczka tekst „mąż jest dla mnie najważniejszy”. Choć początkowo buntowałam się na ten pomysł, jest jednak w tym zdaniu wielka mądrość. Dzieci najbardziej potrzebują tego, żeby mama i tata się kochali i byli sobie bliscy.

I podkreślam, żeby nikt nie miał wątpliwości: zadaniem rodziców jest troszczyć się o dzieci, dawać im swoją miłość (bezwarunkową), poświęcać im swój czas, swoją energię, ale nie stawiać ich w centrum rodziny! W tym centrum jest mąż i żona – to jest baza szczęśliwej rodziny. Szczęśliwi rodzicie to szczęśliwe dzieci.

A co z tymi, których życie zmusiło do samotnego rodzicielstwa? Może teraz mają smutną refleksję, co będzie z ich dziećmi: „czy mają one szansę być szczęśliwe?” Mają.. mają… tylko taki rodzic musi się trochę więcej napracować i choć nigdy nie zastąpi dzieciom obojga rodziców, to może zbudować silną więź ze swoimi dziećmi, a to dobry fundament dorosłego życia.

Tych małżonków, którzy jeszcze trwają razem zachęcam: idźcie na randkę!!!! Nie raz i nie dwa, idźcie na randkę przynajmniej raz w miesiącu (najlepiej z noclegiem).  My zaczęliśmy bywać na randkach i to dość regularnie.  Warto!!!

Anna Czuba (żona i matka)

INSPIRTORNIA Rodzica i Wychowawcy

www.inspiratornia.edu.pl